W ostatnich dniach nie było internetu. Nadrabiam więc zaległości. Poniższa relacja dotyczy niedzieli i poniedziałku, 1 - 2 kwietnia.
Niedziela jest tu dniem pracy. Zamknięte są tylko urzędy.
Pożegnaliśmy miasteczko Tata i sympatycznego Joshua.
Kolejny odcinek do Tafraoute Maciek i ja przeskoczyliśmy przez przełęcze trasą opisaną przez Chrisa Scotta jako MA3. Piotr wybrał wariant asfaltowy.
Za Imitek, gdzie się pożegnaliśmy, nasza droga prowadziła w górę kamienistym korytem rzeki - ouedem. Widoczne przed nami góry zaskakiwały nas swoimi formami. Ciekawostka geologiczna
Gaje palmowe oznaczają wodę. Tam gdzie jest woda, lokalizowane są wioski. Woda jest skarbem, żadna kropla nie może się zmarnować.
Gaje palmowe oznaczają wodę. Tam gdzie jest woda, lokalizowane są wioski. Woda jest skarbem, żadna kropla nie może się zmarnować.
Dno rzeki, droga i boisko do piłki nożnej. Te trzy funkcje spełnia wąski kamienisty oued. Chłopcy podnieśli poprzeczkę bramki, abyśmy mogli przejechać.
Kamienista droga wyprowdziła nas na przełęcz 1850 m n.p.m. Stąd czekał nas stromy zjazd do Afelia. Wioska ciekawa, ze względu na budowę drogi. Przejazd labiryntem bocznych uliczek i podwórek był zabawny.
Już niedaleko celu spotkaliśmy Piotra, który do Tafraoute przyjechał wcześniej i postanowił zobaczyć góry na południe od miasta. Mają w istocie bajkowe kształty.
Piotr wyszukał piękny hotelik za miastem. “L’ Arganier” położony jest wśród drzew o tej właśnie nazwie. To pokręcone kolczaste drzewo występuje podobno tylko tu na południu Maroka. Rośnie powoli, nic dziwnego zważywszy na pustynne warunki. Liście stanowią pożywienie dla kóz i dromaderów (jak zwierzęta nie kłują się kolcami?). Z owoców wytłaczany jest olej. Zdjęcie wkleję przy okazji.
L’ Arganier jest wygodnym, eleganckim miejscem, przy tym zaskakująco niedrogim ja na swój poziom. W tym miejscu czułem się bardziej jak w Alpach, niż w Maroku. Jedzenie było pyszne i oczywiście jak najbardziej marokańskie.
W poniedziałek rano góry na północy zakryte były ciemnymi chmurami.
W poniedziałek rano góry na północy zakryte były ciemnymi chmurami.
Prognoza na najbliższe dni zapowiadała ochłodzenie, a nawet deszcze. Poprzedniego dnia zresztą targał nami na przełęczach bardzo porywisty zimny wiatr, który oznaczał zmianę pogody. Postanowiliśmy w związku z tym zmodyfikować nieco nasze plany i uciekać na południe.
Znana nam z poprzedniego dnia droga z Tafraoute wznosiła się początkowo na południe. Po niedługiej chwili skręciliśmy na wschód, wjeżdżając do wąwozu Tizerkine. Droga piękna i pusta. Chris Scott opisuje ją jako MA2.
Przejazd przez wioskę - oazę.
Poniżej Afelia szlak MA2 prowadzi ouedem, korytem rzeki. Na jednej z naszych map droga ta zaznaczona jest nawet jako widokowa.
W rzeczywistości drogi nie ma. Skończyła się po dojeździe do pierwszej wioski. Dalej nikt korytem rzeki nie jeździł już od lat. Po prostu dlatego, że wybudowano alternatywną drogę asfaltową.
Wykazaliśmy się chyba rozsądkiem wycofując się z wariantu MA2. Kilometr można przejechać po luźnych kamieniach, ale następne 30 km byłoby przesadą.
Nasza zmodyfikowana trasa w doł przebiegała przez Igmir. Nie żałowaliśmy zmiany, widoki były piękne.
Po zatankowaniu w Ait Herbil opuściliśmy asfalt. Skrót w stronę Assa miał ok 40 km i przebiegał przez skalistą pustynię. Pod względem technicznym był bardzo ciekawy, dużo się działo, można było przyjemnie się zmęczyć. Wyprzedzaliśmy się na wzajem z sympatycznymi Hiszpanami, którzy podróżowali trzema Landcruiserami. Widzieliśmy ich już rano na naszej trasie. Proponowali nam zimne piwo - “en serio”. Mieli przestrzeń do wykorzystania w samochodach, którą jak widac, dobrze zagospodarowali. Podziękowałem bez większego żalu, autentycznie. Maroko jest naprawdę inne.
Assa jest dziwnym miastem. Na pustyni, z dala od innych ośrodków. Sporo pieniędzy rząd musiał przeznaczyć na budowę parków i obiektów rządowych zlokalizowanych na peryferiach miasta przy planowanych z rozmachem ulicach.
Bardzo ciekawe rondo z czajnikiem i filiżankami. Są na świecie podobno trzy ronda z czajnikami.
Znalezienie miejsca do spania było trudne. Miejsca w hotelach (są trzy w Assa) zostały zarezerwowane podobno przez grupy cyklistów.
Naprawdę szczęśliwym trafem zanocowaliśmy w zabytkowym kompleksie ekoturystycznym Tagmat w starej części Assa. To wyjątkowe miejsce. Bardzo urokliwe. Na parę godzin przeniosłem się w czasoprzestrzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz